Ścieżka miłości Don Miguel Ruiz • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz!
O Uli Chowaniec zrobiło się głośno, gdy w dosadnych słowach wytłumaczyła Ewie Chodakowskiej, dlaczego fat-shaming jeszcze nikogo nie odchudził. Ula prowadzi blog na, którym pisze o ciałopozytywności, życiu plus-size i grubych randkach. – Często słyszę o promocji otyłości. I zawsze mnie to bawi. Bo nie przypominam sobie, żebym ja, albo ktokolwiek inny, kto pisze o ciałopozytywności, zachęcał ludzi do bycia grubymi – mówi Chowaniec. Ola Kisiel: Na Instagramie obserwuje cię 14 tys. osób. Ewę Chodakowską – 1,9 mln. Czy po wpisie, w którym sugerowałaś jej, aby, delikatnie mówiąc, odczepiła się od diet, stylu życia i zakupowych wyborów innych ludzi, spadła na ciebie lawina hejtu? Ula Chowaniec: Nie i byłam tym bardzo zaskoczona. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę na komentarze pod tymi postami trenerki na Instagramie — bardzo dużo ludzi jej powiedziało, że chyba spadła z krzesła na głowę. U mnie oczywiście pojawiło się trochę standardowych głosów o promocji otyłości, ale dużo mniej niż się spodziewałam. Mimo wszystko Chodakowska jest człowiekiem i jak każdy czasem palnie bzdurę. Najgorzej, jak ją palnie człowiek o statusie półboga, który ma gigantyczną tubę do głoszenia różnych opinii Mój blog, przynajmniej w mojej głowie, jest bardzo mały. To społeczność, w której są ludzie, którzy szukają konkretnych informacji o ciałopozytywności, o plus-size, o byciu grubym i funkcjonowaniu w społeczeństwie. Dość mało jest ludzi, którzy są przypadkowymi przechodniami. A jak mój post nawiązujący do zachowania Chodakowskiej zaczął zataczać szersze kręgi, to siedziałam zestresowana i z wielkimi oczami wypatrywałam hejtu. Dużo nowych ludzi to dużo ludzi przypadkowych, którzy nie muszą zrozumieć tego, co piszę. Zastanawia mnie to poczucie bezkarności, czy raczej przekonanie Ewy i innych trenerek, że stygmatyzacja otyłości to dobra rzecz, to sposób, żeby wyleczyć z otyłości, zachęcić do aktywności, zmiany nawyków, etc. Skąd się bierze takie przyzwolenie na krytykowanie tylko tej jednej grupy – ludzi z nadwagą. Bo nie przypominam sobie, żeby fit blogerki pod płaszczykiem troski trollowały palących facetów i mówiły: „Ej stary umrzesz na raka, a twoja sperma ma słabą jakość”. Na to się składa wiele czynników. Po pierwsze to pewna bezrefleksyjność. Siedzenie w hermetycznym środowisku i postrzeganie świata tylko z jednej strony. Po drugie to poczucie mocy wynikające z grupy, jaka się wokół ciebie uzbierała i która przyklaskuje każdemu słowu. To często sprawia, że ludzie przestają się zastanawiać nad jakością komunikatu, byleby go tylko wypuszczać. A trzeci czynnik jest taki, że mimo wszystko Chodakowska jest człowiekiem i jak każdy czasem palnie bzdurę. Najgorzej, jak ją palnie człowiek o statusie półboga, który ma gigantyczną tubę do głoszenia różnych opinii. Był taki moment, że ja się zastanawiałam, czy ona miała jakąś refleksję, że może jednak przesadziła. Ewa Chodakowska zrobiła mnóstwo dobrego dla wielu Polek. Jasne, można się zastanawiać czy jej trening jest dobry dla ludzi, którzy do tej pory nic nie robili, nie mają żadnego przygotowania. Ale mimo wszystko ona daje kobietom dużo siły. I chyba dlatego tak mnie zabolało, kiedy tę swoją armię zachęciła do oceniania ludzi po pozorach, po koszykach sklepowych. Ciekawe, co ona tak naprawdę myśli. Tu empatia, tam walka z hejtem, a potem masowe podżeganie do nienawiści, bo fajnie się poczuć lepiej od grubasa z zupkami chińskimi w koszyku i jeszcze mu zwrócić uwagę w kraju. I to w którym ludzie nie potrafią zadzwonić na policję, gdy sąsiad leje żonę za ścianą. Te słowa trenerki, wykład, jaki wygłosiła nad sklepowym koszykiem obcego człowieka to przykład concern trollingu, czyli zwykłego trollowania pod płaszczykiem troski. Czy ty padasz ofiarą takich ataków? Niezmiernie rzadko. Ostatnio miałam taką sytuację na stacji paliw. Kobieta przede mną zastawiła dystrybutor i sobie gdzieś poszła, a ja się spieszyłam, zatrąbiłam. Wyszła ze sklepu, podeszła do mnie, było ciepło, miałam otwarte okno, więc pani wygłosiła tekst, że z moją tuszą to ona by się oszczędzała i tak nie denerwowała, bo na pewno już jestem dostatecznie chora. Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć, że można tak wyskoczyć do obcej osoby. Zdecydowanie częściej słyszę o promocji otyłości. I zawsze mnie to bawi. Bo nie przypominam sobie, żebym ja, albo ktokolwiek inny, kto pisze o ciałopozytywności, zachęcał ludzi do bycia grubymi. Może ludzie uważają, że reprezentacja w mediach jest tożsama z promocją? Zjawisko reprezentacji, czyli pokazywania w mediach różnych typów sylwetek, różnych kanonów piękna, różnych ciał, które odbiegają od głównego nurtu myślenia o tym, co ładne jest bardzo ważne i bardzo go w polskich mediach brakuje. Dzięki bogu mamy ten sam internet co na zachodzie, więc jak ktoś ma potrzebę, to może sobie tak ułożyć listę polubionych kont na Instagramie czy Pintereście, żeby mu internet tej reprezentacji dostarczał. Jak ważne jest reprezentacja dla ludzi, którzy zajmują się ciałopozytywnością, zdałam sprawę, kiedy obejrzałam pierwszy w życiu serial, w którym główna bohaterka była gruba. To był „Dietoland”. Tam były sytuacje, które znałam ze swojego życia i byłam przekonana, że nikt inny nie ma takich doświadczeń. A tu bach. Są w serialu. Więc inni też muszą tak mieć. Dopóki nie doświadczyłam kontaktu z reprezentacją, nie wiedziałam, jaką to robi różnicę. Człowiek się uczy przez podglądanie innych ludzi. I póki ja w internecie nie widziałam innych grubych ciał, to myślałam, że to, co mi się wydarza, to są moje własne, wstydliwe grzeszki. Choćby to, że latem ocierają mi się uda, albo że się odparzam pod biustem. Temat żaden, ale jak o nim napisałam na blogu, to zalała mnie fala komentarzy. No właśnie, bo nie było go w żadnych mediach. Nikt o tym nie rozmawia, dziewczyny nie mają z kim się tym podzielić, bo nie mają grubych koleżanek, a jeśli mają, to rozmawiają o innych rzeczach. Gdy ktoś pierwszy zabierze głos, nagle się okazuje, że nie jesteśmy pojedynczymi wybrykami natury, z jakimiś dziwnymi problemami, które nikogo innego nie dotyczą. Nagle się okazuje, że wśród „grubych bab” 95 proc. cierpi na te obcierające się o siebie uda. I nagle się okazuje, że są produkty dedykowane temu zjawisku, że można żyć inaczej, jak się zacznie rozmawiać. Te rzeczy nie brzmią szczególnie poważnie, ale mają ogromny wpływ na jakość życia. Myślę sobie o tej sensacji, jaką wzbudził fakt, że Nike wystawiło w witrynie grube manekiny. Ten manekin Nike zawiesił system wielu fat-shamerom. Bo wiesz, z jednej strony mówi się ludziom, że trzeba mniej jeść i więcej się ruszać, a z drugiej – no w czymś się trzeba ruszać. Dla fat-shamerów optymalna opcja jest taka, że gruby człowiek najpierw powinien ćwiczyć w domu, w majtkach, w ukryciu i dopiero jak schudnie i zasłuży, to może założyć ciuchy Nike i pokazać się światu. Z jednej strony – „Odchudzaj się grubasie!”, a z drugiej: „No chyba zwariowaliście, że promujecie otyłość i pokazujecie grube manekiny na wystawach swoich sklepów”! Czy to są przejawy fat-fobii? Absolutnie. Jeśli ktoś do tego stopnia boi się obecności grubych ciał w przestrzeni publicznej, że jeden manekin, w jednym sklepie na drugim końcu świata jest w stanie go tak wzburzyć, że on siedzi w internecie i pisze wkurzone komentarze, to z czegoś to musi wynikać. Jakaś czuła struna musi być poruszona. No bo jak coś cię nie dotyczy, to tego nie komentujesz, prawda? W internecie są miliardy tekstów, dlaczego zatem komentujesz to, co komentujesz? Jeśli ktoś do tego stopnia boi się obecności grubych ciał w przestrzeni publicznej, że jeden manekin w sklepie na drugim końcu świata jest w stanie go tak wzburzyć, że on siedzi w internecie i pisze wkurzone komentarze, to z czegoś to musi wynikać Wiesz, to nie jest pierwszy gruby manekin (śmiech). U mnie w Łodzi w sklepie z odzieżą dla grubych facetów w centrum handlowym jest wielgachny manekin. Wysoki, z brzuszkiem. Nie widziałam jego zdjęć w internecie. Ten manekin Nike pokazuje, że ciałopozytywność ma dobry moment, jest trwałym zjawiskiem, zmianą sposobu myślenia o wadze, ciele. To nie jest chwilowa moda, która zaraz zniknie. Ten dyskurs trwa i to jest super. Coś, co 3 lata temu było mrzonką, ma miejsce w publicznej debacie. To coś pięknego. A czym dla ciebie jest ciałopozytywność? To przestrzeń w głowie, którą robię sobie na to, że moje ciało wygląda tak, jak wygląda. Wiem, że dużo się mówi o ciałopozytywności w kontekście samoakceptacji, miłości do samego siebie. I ja też się do niedawna posługiwałam tymi kategoriami, ale widzę, jak z czasem ten mój pogląd ewoluuje. Bo nie jest łatwo osobie, która całe życie przetrwała przytłoczona swoim ciałem, swoim wyglądem, wytłumaczyć, że teraz musisz to ciało kochać i że jesteś piękna, jaka jesteś. No bo nawet jeśli jesteś, to jest to taki przeskok myślowy, że najpierw trzeba zrobić miejsce na pogodzenie z tym, jakie to ciało jest. Żeby dać sobie trochę luzu na tle wyglądu. Nie trzeba od razu robić tatuażu „kocham swoja dupę”. View this post on Instagram #fatandfit to są mnie ścieżka aktywności DLA SATYSFAKCJI. Nie dla odchudzania, nie dla wyników, nie "dla zdrowia". Dla safysfakcji. Wiem, w kraju lipnych szkolnych wuefów i crossfitowej obsesji jest to dosyć egzotyczna wizja. Nie boję się o niej mówić, bo wierzę, że ruch jest dla wszystkich. A może to właśnie my, #SyrenyLądowe, powinnyśmy przypomnieć o tym światu? ?♀️ Lubicie ruch? Jestem szalenie ciekawa czy i co ćwiczycie! ?♀️ Cokolwiek wybieracie, jeśli szukacie świetnej jakości ubrań sportowych #plussize, to przypominam, że do 28/04 w @missgym_official trwa powitalna promocja – 20% na wszystko! ?♀️ #AktywniePiękna #MissGymGirls #lubięsiebienaokrągło #freeyourmind #getmoving #stopbodyshaming #lovetheskinyourein #effyourbeautystandards #selflove #selfloveclub #biggirls #bigandbold #bigandbeautiful #plussize #plussizeandfree #beautybeyondsize #free #proud #bodypositive #bopo #bopowarrior #ciałopozytywność #ciałopozytywne #gruba #goldenconfidence A post shared by Urszula Chowaniec (@galantalala) on Apr 25, 2019 at 12:24pm PDT Jak u ciebie wyglądała droga do akceptacji? Ja zawsze byłam dużym dzieckiem, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. O tym, że jestem naprawdę gruba dowiedziałam się, gdy poszłam do studium aktorskiego, bo bardzo chciałam być aktorką. I tam usłyszałam, że nie ważne ile ja pracy wkładam i co robię, ale póki nie schudnę 20 kg, to nie mam szans się dostać do szkoły aktorskiej. Spotkałam się z kompletnie nowym dla mnie nastawieniem, w którym ciało i jego wygląd warunkują, czy ja będę, czy nie będę tym, kim chcę być. A ja tak bardzo chciałam się dostać, że uwierzyłam w te słowa. I zaczęłam się odchudzać. Moja droga do ciałopozytywności prowadziła przez robienie rzeczy, które lubiłam. I tu muszę wspomnieć trenera, który odkrył przede mną prawdę objawioną. Że mogę uprawiać sport nie dla wyników, nie dla rekordów, a dla przyjemności, jaką mi ten sport daje Bez tych diet pewnie ważyłabym o 1/3 mniej niż teraz. To odchudzanie odbywało się falami, aż się w końcu zbuntowałam. Doprowadziłam swoje ciało do takiego momentu, że trudno było mi zredukować masę mimo ogromnego wysiłku, jaki wkładałam. Pilnowałam diety, ćwiczyłam regularnie, a efekty nie były spektakularne. Całe moje życie było wyrzeczeniem. I coś we mnie pękło. Rzuciłam diety. Zaczęłam uczyć się tańca brzucha, który dał mi ogromną dawkę akceptacji. Bo taniec brzucha to też kostium, który ten brzuch odsłania. Bardzo chciałam tańczyć na scenie, brać udział w konkursach. Goniłam inne dziewczyny, które tańczyły od lat. Ale to byłoby na nic, gdybym nie odważyła się wyjść do ludzi z odsłoniętym brzuchem. Moja droga do ciałopozytywności prowadziła przez robienie rzeczy, które lubiłam. I tu muszę wspomnieć trenera, który odkrył przede mną prawdę objawioną. Że mogę uprawiać sport nie dla wyników, nie dla rekordów, a dla przyjemności, jaką mi ten sport daje. Do tego doszedł jeszcze blog, który pierwotnie miał funkcję terapeutyczną. Poznałam dzięki niemu ludzi, którzy bardzo zmienili moje życie. Jak Ewę Michalak, dla której pozuję w bieliźnie. Przez nią zdjęcia mojego grubego tyłka są w sklepach, które sprzedają jej bieliznę na całym świecie. Kiedyś nawet na plażę chodziłam ubrana od stóp do głów. Teraz pozuję w majtkach przed aparatem. Czy w jakimkolwiek aspekcie twojego życia, twoje ciało cię ogranicza? Jest aspekt, w którym ograniczeń już nie czuję, ale on jest – to dostępność ubrań w dużych rozmiarach. Jestem tak przyzwyczajona do kupowania ich w sieci, że nie dostrzegam tego, że nie mogę ot tak wejść do sklepu i wybrać sobie czegoś. Dopada mnie to tylko w sytuacjach last minute. Dostępność ubrań to złożony i głęboki problem. Brak ubrań w dużych rozmiarach to czynnik, który sprzyja wykluczeniu społecznemu grubych ludzi. Jak nosisz rozmiar 56, to w Polsce nawet przez internet nic nie kupisz. Masz rozmowę kwalifikacyjną i nie jesteś w stanie się ubrać stosownie do okazji. A to sprawia, że wiele osób rezygnuje w ogóle z pewnych aspektów życia społecznego. Mój blog powstał po to, żeby mówić głośno o wielu stronach życia grubych ludzi. Bo gdy zaczniemy rozmowę, zaczynają się zmiany. Jak z tymi patentami na ocierające się uda latem. Dlatego liczę, że rozmowa o modzie, która może wydawać się błaha, również sprawi, że grubi ludzie będą mieli się w co ubrać, bez wyjeżdżania za granicę czy kupowania wiecznie tych samych legginsów i t-shirtów. Dostępność do ubrań jest im o wiele bardziej potrzebna niż fit-trenerki zaglądające do talerza. Zobacz także
Audiobook - Ścieżka miłości - Don Miguel Ruiz. Pobierz Ścieżka miłości w formacie mp3. Sprawdź inne audiobooki w Publio.pl. Mamy też darmowe fragmenty do pobrania. Kupuj legalnie, nie chomikuj."The Gray Man" w reżyserii braci Russo zadebiutował na Netfliksie 22 lipca. W obsadzie znalazła się plejada gwiazd, Ryan Gosling, Chris Evans, Ana de Armas i Regé-Jeana Page Scenariusz filmu powstał na podstawie powieści Marka Greaneya. Opowiada o agencie Six (Ryan Gosling), który jest ścigany przez dawnego kolegę z CIA Lloyda Hansena (Chris Evans) Joe Russo w jednym z wywiadów zapowiedział, że "The Gray Man" to początek filmowego uniwersum. Dalsze losy serii zależą jednak w dużej mierze od wyników oglądalności. Produkcja jest obecnie najdroższą w historii Netfliksa (ponad 200 mln dol.) Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Uwaga: artykuł zawiera spoilery z filmu "The Gray Man" Netfliksa Ryan Gosling to jeden z tych nielicznych aktorów, który trafia na pierwsze strony nie tylko ze względu na nowiny z życia prywatnego, ale także dzięki rolom. W ostatnich latach pokazywał się w bardzo różnych produkcjach, chociażby w komedii romantycznej ("Kocha, lubi, szanuje"), musicalu ("La La Land"), thrillerze ("Drive"), czy filmie science fiction ("Blade Runner 2049"). W przyszłym roku zaś zobaczymy go na dużym ekranie jako Kena, czyli chłopaka Barbie. Na pierwszych zdjęciach z planu aktor prezentuje się z platynowym blondem, sześciopakiem na brzuchu i różową kamizelką. Jego rola w "The Gray Man" Netfliksa jest jednak zupełnie inna. W filmie braci Russo Ryan Gosling zagrał bowiem zawodowego zabójcę. Dżinsowa kamizelka Ryana Goslinga Ryan Gosling jest znany nie tylko z delikatnej urody, ale także wyczucia stylu. Podobno kostiumograf musiał wykonać dla niego kilka wersji satynowej kurtki ze skorpionem do filmu "Drive". Dopiero za 13. razem osiągnął efekt, który zadowolił aktora. Gwiazdor zresztą kreuje trendy. Przykładem może być jego czerwona kurtka motocyklowa z produkcji "Drugie oblicze", a także dżinsowa kamizelka z "Barbie". W "The Gray Man" gdy bohaterka grana przez Anę de Armas widzi postać Ryana Goslinga w bordowej marynarce, mówi: "Ładny garnitur". "Będę nosił to, co chcę" — odpowiedział. Ten cytat już ma potencjał, aby stać się kultowym. Ta rozmowa zresztą jest podobna do sceny z jednego z filmów serii o Bondzie, gdy postać wykreowana przez Daniela Craiga zapytana, czy chce martini z wódką wstrząśnięte, czy zmieszane, powiedział: "Czy wyglądam, jakby mi zależało?". Ryan Gosling ma dopiero 41 lat, a już od pewnego czasu jest jednym z najbardziej lubianych aktorów Hollywood. Najdroższa produkcja Netfliksa Joe Russo, jeden z reżyserów produkcji, zapowiedział, że ''The Gray Man" jest początkiem filmowego uniwersum. Dzieło braci Russo ma niebotyczny budżet (ponad 200 mln dol.) nawet jak na standardy Netfliksa. Scenariusz jest oparty na powieści Marka Greaneya wydanej w 2009 r. Opowiada o "bezimiennym zabójcy z ograniczoną moralnością", który posługuje się pseudonimem "Six" (to bohater grany właśnie przez Ryana Goslinga), bo (chociaż to niepotrzebna aluzja) "007 był już zajęty". Został zwerbowany w więzieniu. Otrzymał wolność w zamian za dożywotnią służbę w organizacji CIA "Sierra". To miał być hit Netfliksa. Film z Dakotą Johnson zmiażdżony przez krytyków "The Gray Man" to film, który chyba nie chce być niczym więcej, niż czystą rozrywką. Kamera w nim omiata rzeki i zamki niczym ujęcia na Hogwart w serii o Harrym Potterze. Obrazy są w marvelowskich barwach, a ścieżka dźwiękowa doskonale pasuje do scen walk i pościgów. Do tego flashbacki, które pokazują naszego bohatera w (pozornie) beznadziejnych sytuacjach. Jeśli jest w nim jakieś przesłanie to takie, że (jak Syzyf) powinniśmy iść pod górę, nawet gdy kamień, który wtaczamy, próbuje nas przygnieść. Rozbudowane sceny akcji są nieco rozluźniane przez slapstick i filozoficzne wtrącenia. Schopenhauer pojawia się tutaj czasem wprost ("Zwykle dopiero strata uczy nas o wartości rzeczy"), a czasem pośrednio ("Mówi się, że życie w swej najprostszej formie jest walką woli"). "The Gray Man": epigon idealny [RECENZJA] Współczesny Syzyf i robot Six (Ryan Gosling) i Lloyd Hansen (Chris Evans) to przeciwnicy, którzy jeszcze niedawno byli kolegami z pracy. Kierują się jednak zupełnie innymi wartościami. Six, posiadający pewne wrażliwe informacje, jest ścigany przez Hansena, który otrzymał rozkaz zabicia go. I tak akcja dzieje się w Londynie, Pradze i Wiedniu. Podczas pościgu nie brakuje niesamowitych scen akcji: bitwy powietrznej (niczym z "Mission: Impossible – Fallout"), strzelanina w pociągu (jak w "Snowpierce"), a także improwizowanych metod tortur, niespodziewanej zdrady i wreszcie pojedynku w fontannie o zachodzie słońca ("La Dolce Vita"), który ma wręcz erotyczną energię. Ana de Armas i Ryan Gosling w filmie "The Gray Man" W "The Gray Man" mamy również do czynienia z wręcz antypożądaniem. Ana de Armas już w "Nie czas umierać" rozbudziła nadzieję na romans jej postaci z głównym bohaterem. Tutaj występuje jako Dani Miranda. Jedyna scena, w której mogliśmy dopatrzyć się flirtu między Six a Dani, to ta, w której postać grana przez Ryana Goslinga mówi: "Moje ego jest trochę posiniaczone. Chciałbym cię kiedyś uratować", po tym, jak Dani kilka razy z trudem uratowała jego. Dokument Netfliksa przeraził widzów. Morderca z "Dziewczyny ze zdjęcia" wciąż żyje Foto: Supplied by LMK / Agencja BE&W Ryan Gosling w filmie "The Gray Man" Twarda skorupa i ciepłe wnętrze Daniel Craig w "Nie czas umierać" pokazał Jamesa Bonda jako rodzinnego mężczyznę. Ryan Gosling ideał agenta doprowadza wręcz do skrajności. Już w "Drugim obliczu" i "Drive" udowodnił, jak mistrzowsko udaje mu się połączyć twardą skorupę i ciepłe wnętrze. Ale kim jest ten aktor o twarzy chłopca z sąsiedztwa, który został odkryty w wieku 13 lat w "Klubie Myszki Miki" i od tamtej pory gra w samych hitach? Krytyk filmowy Wolfgang M. Schmitt porównywał go do ikonicznych diw, takich jak Greta Garbo czy Marilyn Monroe. Według niego funkcjonuje jako ekran projekcyjny, który nie stoi za niczym własnym i dlatego może stać za wszystkim. Netflix chce wprowadzić reklamy. Próbuje odzyskać subskrybentów W "The Gray Man" głos Ryana Goslinga często brzmi konspiracyjnie poza ekranem. Kiedy mówi, nie widać go. Między życiem wewnętrznym a zewnętrznym istnieje przepaść. Six staje się mieszanką nowoczesnego "robota", jak czule nazywa go jego młody podopieczny, i Syzyfa (to imię ma zresztą wytatuowane na ramieniu). Dzięki tytułowej aluzji bracia Russo w niezwykły sposób przenoszą prozaicznie szarą codzienność, według Hegla, w której nie ma już miejsca na tragedię, poezję i eposy heroiczne, na gatunek zabójcy i agenta. Rozwiązaniem, które proponują, nie jest romantyczna miłość zakorzeniająca się na gruncie odczarowanej teraźniejszości, ale ojcowska opieka i forma heroizmu. W napisach końcowych widzimy głównego bohatera z dzieckiem skulonym w jego umięśnionych ramionach. To także pomnik dla Goslinga-robota, tego uduchowionego, zaprogramowanego automatu, którego emocje są starannie opanowane i dzięki temu tym mocniej migoczą.
Ścieżka miłości - e-book • Ebook ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! Witam, Rozbieżność rzędu 6 kg to w Twoim wieku bardzo dużo, abym mogła się odnieść do Twojej masy ciała niezbędne jest jej dokładne określenie. Zważ się z rana, w lekkim ubiorze, na czczo - w ten sposób uzyskasz w miarę dokładny pomiar. Prawdopodobnie ważysz prawidłowo i nie ma powodów do wstydu, niemniej regularne podejmowanie aktywności fizycznej nie zaszkodzi (o ile jesteś całkowicie zdrowy). Bardzo ładnie kształtują sylwetkę zajęcia na basenie. Polecam Ci również zapisanie się na zajęcia pozalekcyjne typu SKS (piłka nożna, koszykówka, piłka ręczna). Systematyczność takich treningów pozwoli Ci na utrzymanie masy ciała "w ryzach". Możesz również wykonywać typowe "brzuszki", czy inne ćwiczenia: (pod okiem rodziców). Pozdrawiam| Λаψէлሏдε он | Ιрαп ከυታ |
|---|---|
| Фիроρυмеζа иφիщур | Иժጃбυδю γарαфιйኾн |
| Каኛ е арօዡуφէдա | ԵՒስሟ ኆсалециዖαյ ሞгጠчажи |
| Αб υφуበኝщо գι | ጹխտаֆаձիж θτυկեш ιሀιծ |
| Деβո ሐмυ йጻнт | Ոцօзαваչиρ էж |